Biegłem z Charli i Alice przez łąkę obok palącego się budynku. Ludzie byli coraz bliżej.
- Mrok, zabierz Ali i uciekaj, ja zajmę się nimi!
- Nie możesz!
- Nie trać czasu, biegnij!!!
Pocałowałem ją, i powiedziałem:
- Uważaj na siebie...
I odbiegłem. Łzy kręciły mi się w oczach kiedy dom w którym była wybuchł. Usłyszałem łkanie. To Alice płakała.
- Chodź, nie możemy tu zostać.
Nie odczuwałem furii, raczej przejmujący smutek... Powiedziałem w
myślach: "Charli, dziękuję i przepraszam... To moja wina...". Poczułem
wstręt do samego siebie, mogłem przecież coś zrobić! A ja jej dałem
wejść do tego budynku by zatrzymać ludzi! Odszedłem z Ali do lasu.
Tylko ona mi została. Położyłem się przy niej i zasnąłem. Choć myślałem
że to pewien koniec tej historii, był to dopiero jej mały początek...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz